Magda była załamana, kiedy dowiedziała się o końcu swojego zbyt krótkiego małżeństwa. Jednak, jak wiadomo, po każdej burzy wychodzi słońce. To ogrzało ją ciepłem równie mocnym jak przez poprzednie lata.
Kołobrzeg. Nadmorska stolica województwa zachodniopomorskiego. Jeden z najchętniej odwiedzanych kurortów nad Bałtykiem. Miasto eleganckich hoteli, turystów i wielkich kontrastów. Na obrzeżach żyją zwyczajni skromni ludzie, chcący spokojnie żyć z dala od zgiełku. Tak też było w tym przypadku. Jednak piękna sceneria nie uchroniła młodych ludzi od dramatu, jaki miał wkrótce nadejść.
Tragedia Magdy rozegrała się w 2017 roku, kiedy zdecydowała się wyjść za mąż za swojego wieloletniego przyjaciela z dzieciństwa, Mariusza. Szczęśliwa para planowała ten ważny dzień od wielu miesięcy. Nic nie wskazywało na to, że mieliby być nieszczęśliwi.
Magda – samotna kobieta w mieście pełnym turystów
32-letnia Magda mieszkała w Kołobrzegu od urodzenia. Znała miasto jak własną kieszeń. Od czasów nastoletnich pracowała w różnych miejscach odwiedzanych przez turystów. Sprzedawała pamiątki, obsługiwała gości, sprzątała w hotelach. Trudno się temu dziwić. W końcu z tego utrzymuje się znaczna część ludzi mieszkających nad morzem. Mimo że zawsze ciągnęło ją do edukacji i skończyła studia, nadal pracowała jako kelnerka w jednej z eleganckich, kołobrzeskich restauracji. Nie żyło jej się źle. Pensja wystarczała na normalne życie, a podczas sezonu letniego mogła także liczyć na spore napiwki ze strony zamożniejszych klientów. To sprawiło, że stała się niezależną od nikogo kobietą. Jej relacje rodzinne od dawna nie były najlepsze. Postanowiła wyprowadzić się z domu rodzinnego wiele lat temu. Wynajmowała mieszkanie, ponieważ ceny nieruchomości w takich miejscach jak Kołobrzeg sięgają kilku tysięcy złotych za metr. Na aż taką ekstrawagancję, mimo uczciwych zarobków, nie mogła sobie pozwolić. Żyła więc z dala od luksusowego nabrzeża. Cieszyła się jednak samodzielnym życiem, które mogła prowadzić na własnych warunkach.
Ponieważ większość jej znajomych wyjechała w poszukiwaniu lepszego życia, nie miała wokół siebie zbyt dużo młodych ludzi. Z nikim nie nawiązywała bliższych przyjaźni. Wciąż brakowało na to czasu, który uciekał jej w pracy. Nie narzekała na brak zajęć, a dni wolne spędzała samotnie lub z którąś z koleżanek pracujących w tej samej restauracji. Jednak poza tymi spotkaniami nie prowadziła bujnego życia towarzyskiego. Uważała swój los za szczęśliwy, aczkolwiek nieco samotny. Mimo że na co dzień obracała się wśród ogromnej liczby osób, od czasu do czasu dokuczała jej samotność.
Niespodziewana wizyta starego przyjaciela
Magda zaczynała właśnie popołudniową zmianę w pracy. Ruch w restauracji był duży jak zawsze w majowy weekend. Gdy wyszła na główną salę zobaczyła przy jednym ze stolików znajomą twarz. To był Mariusz, jej przyjaciel z dzieciństwa, który pięć lat temu wyjechał do Wielkiej Brytanii. Ponieważ udało mu się zaoszczędzić trochę pieniędzy, postanowił wrócić do Polski i spróbować swoich sił na tutejszym rynku, otwierając własną firmę. Był dobrym specjalistą w branży motoryzacji. Ale o tym wszystkim jeszcze Magda nie wiedziała, ani o tym, co go sprowadza do „jej” restauracji. „Czyżby dowiedział się, że tu pracuję i postanowił mnie odwiedzić?” – pomyślała. Za chwilę chciała się tego sama dowiedzieć. Podeszła do niego z uśmiechem. On rozpoznając ją po głosie, uniósł głowę znad karty menu i z niedowierzaniem przypatrywał się jej przez chwilę, aż w końcu oboje w tym samym czasie wypalili „co ty tu robisz?”. Po chwili rozmowy Magda musiała wracać do obsługi innych klientów, więc usłyszała miłą propozycję. Mariusz zaproponował jej, że przyjdzie, gdy będzie kończyć pracę. Odprowadzi ją do domu i będą mieli czas na rozmowę. Magda uwielbiała Mariusza i zgodziła się bez wahania. Brakowało jej prawdziwych przyjaciół jak nigdy dotąd. Właściwie to z Mariuszem przyjaźnili się aż do momentu jego wyjazdu do Anglii. Jego powrót okazał się dla niej wspaniałą nowiną.
Jak zawsze rozmawiali tak, jakby widzieli się wczoraj, a pięcioletnia przerwa nie miała znaczenia. Oboje znali się prawie jak brat z siostrą. Wspólne lata podstawówki, gimnazjum i średniej szkoły. Zawsze razem, choć nigdy nie byli parą. Jednak obecnie jedno z nich planowało to zmienić. Mariusz planował pozostać w Kołobrzegu na stałe, a w swoich planach uwzględniał Magdę.
Ogień w sercu
Magda jeszcze nie wiedziała, co wobec niej planuje Mariusz. Spotykali się często, aż między nimi zaczęło rodzić się uczucie. Podczas jednego ze spotkań jej stary przyjaciel wprost powiedział, że od dawna o tym myślał i chce się z nią związać. Już nie chce przyjaźni, a czegoś więcej. Był w niej zakochany już w szkole i podczas pobytu za granicą uświadomił sobie jak często o niej myśli. Nawet zadzwonił kilka razy, aby opowiedzieć jak mu się wiedzie. Po kilku samotnych latach stwierdził, że nie chce dłużej być sam i chce znów zobaczyć Magdę.
– A więc uknułeś ten plan?
– Nie miałem żadnego konkretnego planu. Ale można powiedzieć, że wróciłem dla Ciebie.
Magda poczuła jak robi jej się ciepło na sercu. Ten ogień, o którym myślała, że nie istnieje, został na nowo rozpalony. Tak czuje się tylko osoba, która jest przez kogoś kochana. Właśnie w tym momencie to zrozumiała. Po tylu wspólnych latach, które mimo wszystko spędzili osobno, postanowili być razem. Mariusz zaproponował też wspólne mieszkanie. Magda zgodziła się i już w następnym tygodniu wypowiedziała najem swojego mieszkania, wprowadzając się do swojego ukochanego.
Piasek, plaża i morskie fale
Para zaczęła prowadzić wspólne życie i zanim się obejrzeli, minęło kilka miesięcy. Oboje nie mieli obaw co do wspólnego mieszkania. Znali się tak dobrze, że o swoich nawykach i przyzwyczajeniach wiedzieli już wcześniej. Dogadywali się bez słów. Po raz pierwszy byli tak szczęśliwi z drugą osobą. Jednak, aby do tego doszło musiało minąć wiele lat.
Mariusz zajmował się rozkręcaniem swojej firmy, a Magda nadal pracowała w swojej ulubionej restauracji. Pewnego letniego wieczoru para wybrała się na kolację i spacer brzegiem morza. Magda nie spodziewała się tego, co zaplanował jej chłopak. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko, które kryło najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziała. Wielokrotnie wyobrażała sobie tę scenę, jednak mimo wszystko była zaskoczona. Marzyła o takiej chwili od dzieciństwa i właśnie tu – nad brzegiem morza.
– Nie marnujmy kolejnych lat – powiedział, klęcząc na wilgotnym piasku nad samym brzegiem. Nie była w stanie odmówić. Chciała tego od bardzo dawna.
Wszystko dopięte na ostatni guzik
Ustalili datę z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Chociaż nie zamierzali wyprawiać hucznego wesela, zaplanowali, że niewielkie przyjęcie odbędzie się w restauracji, w której pracowała Magda. Szefostwo ją bardzo lubiło, zarezerwowano więc termin specjalnie dla niej. Było to zresztą jej ulubione miejsce, najładniejszy lokal jaki znała, z widokiem na morze. Oboje cieszyli się tym nadchodzącym dniem. Po ślubie zaplanowali też kilka dni wolnego na krótką podróż poślubną do Grecji. Termin nadszedł w mgnieniu oka. Na ślubie i przyjęciu zjawili się najbliżsi z obu stron. Wszystko było tak, jak sobie wymarzyli. Magda miała w końcu okazję spotkać rodzinę Mariusza. Znała ich tak samo długo jak swojego męża. Ucieszył ją też widok jego brata, którego nie widziała od lat. Sama nie miała rodzeństwa i czasem zazdrościła Mariuszowi starszego brata.
Rozmowom nie było końca. Obie rodziny cieszyły się z takiego obrotu sprawy. Od dawna uważali, że młodzi do siebie pasują. Nikt jednak nie wtrącał się w ich życie.
– Mój brat to szczęściarz – powiedział do Magdy Bartek, brat jej świeżo upieczonego męża.
– Nie przesadzaj. Ja też jestem szczęściarą – odpowiedziała z uśmiechem. Jedno jest pewne. Tego dnia nie było w stanie nic zepsuć.
Przyszedł i czas na podróż poślubną. Grecja okazała się strzałem w dziesiątkę. Od dawna nie czuli się tak dobrze, wypoczywając w swoim towarzystwie, już jako mąż i żona. Było jak w bajce. Jednak żadna sielanka nie trwa wiecznie.
Dzień, który obrócił wszystko w nieszczęście
Swój samochód zostawili na lotnisku i gdy wrócili do Polski, wsiedli w auto i ruszyli w stronę Kołobrzegu. Tego dnia mocno świeciło słońce, a wcześniej padał deszcz. Nagle Magdę dopadły złe przeczucia. Gdy byli już niedaleko i zbliżali się do pierwszego skrzyżowania przed miastem, z podporządkowanej drogi z prawej strony zaczął nadjeżdżać z dużą szybkością sportowy samochód. Zanim Mariusz wyhamował, ten skręcił w ich stronę. Auto zniosło na bok i uderzyło w pojazd nowożeńców. Mariusz został ciężko ranny, bo to właśnie od jego strony samochód został zmieciony z jezdni. Wszyscy trafili do szpitala. Kiedy Magda odzyskała przytomność, wydawało jej się, że to najgorszy sen w jej życiu. Stał nad nią lekarz. Natychmiast zaczęła wypytywać, gdzie jest Mariusz.
– Pani mąż miał poważne obrażenia, gdy do nas trafiliście, był w bardzo ciężkim stanie. Uległy zmiażdżeniu kończyny dolne, doznał obrażeń barku i płuc. Niestety doszło do przerwania tętnicy udowej, co spowodowało zgon.
To ostatnie słowo rozdarło jej serce, które teraz krwawiło. Nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Nie reagowała na dalszy monolog lekarza. W jednym momencie zamarła. Zastygła w miejscu jak posąg. Tak, jakby uleciało z niej całe życie, a zostało jedynie ciało. W takim stanie była przez kolejne dni spędzone w szpitalu. Odwiedziła ją rodzina Mariusza, jednak nie była w stanie z nimi rozmawiać. Ze szczęśliwej mężatki stała się ofiarą wypadku i wdową w jednym. Nic gorszego nie mogło jej w tym momencie spotkać.
Cierpienie nie miało końca
Magda nie mogła dojść do siebie jeszcze długo po tym, jak wypisano ją ze szpitala. Nie miała już obrażeń cielesnych, ale czuła, że jej ciało krwawi od środka, jakby wyrwano jej jego część. Ledwo trzymała się na nogach podczas pogrzebu. Po ceremonii do domu odprowadził ją brat Mariusza. Rodzina proponowała jej pomoc psychologa, jednak Magda nie reagowała na ich rady. Nie chodziła do pracy, nie spotykała się z nikim. Całe dnie spędzała w mieszkaniu, które na każdym kroku przypominało jej męża. Tak mijały tygodnie. Rodzina, w szczególności rodzice i brat Mariusza wciąż się o nią martwili, a nawet bali się, że dziewczyna zrobi coś głupiego. Zaczęli ją regularnie odwiedzać. Bartek próbował ją wspierać, jak tylko mógł. Magda nie była w stanie nic robić. Nie wychodziła nawet po zakupy.
– Nie możesz tak dalej żyć – powiedział Bartek.
– Mogę – odpowiadała. – Nie macie pojęcia co przeżyłam.
– Mamy pojęcie. Ja straciłem brata. Myślisz, że dla mnie to nic nie znaczy? Zobacz, jak ty żyjesz. Będę do ciebie przychodził i ci pomagał, sprawdzał, czy wszystko jest w porządku, czy tego chcesz, czy nie. Zależy mi na tobie.
Tak też robił przez najbliższe miesiące. W końcu namówił Magdę na terapię. Małymi kroczkami wracała do świata żywych. Jednak wciąż codziennie płakała. Mimo to zaczęła na swoją sytuację patrzeć nieco inaczej. Pojawił się cień nadziei, że z tego wyjdzie. Nauczyła się być wdzięczna za chwile, które spędziła ze swoim mężem. Za to, że mogła przeżyć z nim wspaniałą podróż do końca. Ma teraz co wspominać.
Bartek się nie poddał
Od śmierci jej ukochanego minął rok i Magda postanowiła wrócić do pracy. Tłumaczyła sobie, że tego by chciał Mariusz. Żeby żyła normalnie mimo wszystko. Nadal odwiedzał ją Bartek.
– Już mi lepiej, nie musisz ciągle się mną zajmować. Wychodzę z domu i spotykam się z ludźmi, jestem dorosła i samodzielna. Moja pani psycholog mi pomogła, dziękuję Ci za to, ale nie musisz dla mnie tego wszystkiego robić – powiedziała do Bartka, kiedy ten kolejny raz przyszedł sprawdzić co u niej.
– Wiem, że sobie dasz radę. Ale chciałbym uczestniczyć w Twoim życiu – odparł. Nie zabrzmiało to dla niej zbyt zrozumiale, ale pozwalała na te wizyty i pogaduchy ze swoim byłym szwagrem. Mimo że tak minął kolejny rok, Bartek nadal ją odwiedzał. Magda potrafiła już żyć własnym życiem. Wróciła na dobre do swoich obowiązków i czuła, że może nie będzie szczęśliwa tak, jak przedtem, ale postara się z całych sił. Bo jej mąż na pewno by tego chciał. Zaczęła przeczuwać coś, co od dawna nie dawało jej spokoju. Nie była pewna, czy Bartek coś do niej nie czuje. Gdy czasami obejmował ją po przyjacielsku na pożegnanie, zawsze w powietrzu czuła coś więcej. Chemię lub niewidzialną nić porozumienia. Na pewno to, że był dobrym człowiekiem. Tego nie mogła mu odmówić. Nie planowała tego, ale któregoś wieczoru, kiedy kawa z Bartkiem się przedłużyła, ten pocałował ją. Była zaskoczona i skołowana, a nawet zła na siebie, że to nie fair w stosunku do jej męża.
– Wiem, że nigdy nie zapomnisz o Mariuszu i nie wymagam tego. Będę Cię wspierał w tym jak sobie z tym radzisz – mówił. – Ale minęło już dość czasu i pewnie zorientowałaś się, że coś do Ciebie czuję. Nie odpuszczę sobie tego i będę czekał tak długo, jak będzie trzeba. Choćbyśmy mieli oboje osiwieć.
Te słowa podziałały na nią jak balsam na duszę. Jakby ktoś przyłożył plaster do jej serca i załatał ranę, która nie chciała się zabliźnić. Poczuła, że ma najprawdziwszego przyjaciela. Nie wiedziała, czy odwzajemni to uczucie na tyle mocno, aby go uszczęśliwić. Natomiast On dał jej coś więcej niż kolejną miłość. Tym czymś była nadzieja.
Nieszczęścia trafiają się najczęściej szczęśliwym osobom, dziwne, że np. więźniowie sobie spokojnie żyją, mają dach nad głową, jedzenie na stole, oczywiście warunki życia niezadowalają, ale nie muszą pędzić przez życie, siedzą za własne grzechy. A taki niewinny człowiek chce ułożyć sobie życie i nagle wszystko traci przez głupotę drugiego człowieka, w tym przypadku przez pirata drogowego. Ale najważniejsze, że Pani Magda na nowo ułożyła sobie życie.
Ciarki mnie przechodzą. Straszna tragedia, nie wiem czy ogarnęłabym się po czymś takim. Jednak tak jest, że jakoś sobie ludzie radzą, nawet odzyskują nadzieję i w końcu są znów szczęśliwi. Na pewno noszą jakiś ból w sobie całe życie, gdzieś głęboko to siedzi, ale potrafią z tym żyć i mimo wszystko się uśmiechać.
Piękna i zarazem bardzo smutna historia. Ale tak jak ujął to autor teksu – „Po burzy zawsze wychodzi słońce”. I tego się trzymajmy, a Pani Magdzie z Kołobrzegu życzę wszystkiego dobrego i aby ułożyła sobie życie na nowo być może u boku brata jej zmarłego męża.