Okazuje się że w naszym kraju – szkolnictwo to całkiem intratne przedsięwzięcie, złośliwi uknuli już nawet nazwę na ten rodzaj działalności gospodarczej – to tak zwana „metoda na ucznia”.
Rzecz w tym, że zdaniem znawców problemu, w zdecydowanej większości prywatnych szkół w naszym kraju, tak naprawdę nikt się nie uczy, jedynie właściciele owych szkół systematycznie przesyłają do gmin listy rzekomych uczniów. Dzięki tej liście – miesiąc w miesiąc inkasują od gmin dotacje.
Mało tego, ludzie na zajęcia szkolne nie przychodzą, bynajmniej od szkoły otrzymują legitymacje uprawniające ich do rozmaitych rabatów i zniżek. Wszystko niby w porządku jest – ludzie są zadowoleni, jako że szkoła jest za darmo, uczęszczać na zajęcia nie muszą, a przy tym mają dzięki legitymacjom sporo zniżek. Same zresztą Szkoły na tym procederze również nieźle zyskują, rok roczni władze lokalnie przekazują na ich działalność dotację z państwowego budżetu. Spytał by kto ile na takim procederze można zarobić? Ot, przykładowo taka Bydgoszcz – średniej wielkości miasto wydaje pomiędzy 154 a 314 złotych na miesiąc.
W skali całego kraju, w rozmaitego rodzaju niepublicznych placówkach szkolnych dla dorosłych – uczy się (oficjalnie), 536 tysięcy ludzi. Tak więc, jedynie sam Wrocław na początku 2011 roku, przelał szkołom takim na konta niebagatelną kwotę – 15 milionów złotych, Poznań zaś – 7, 3 miliona, z kolei Lublin – 5 milionów, Rzeszów – nieco około 4 milionów, a już Gdynia kwotę trzech milionów złotych! Proceder jest możliwy za sprawą słabych kontroli, choć ostatnio kontrole szkło wykazały na przykład, że jedna z takich szkół w poznaniu otrzymywała dotację na ponad 60 uczniów, sęk w tym że od pół roku szkoła w ogóle nie istniała już.
Z kolei wrocławskie niektóre szkoły miały tendencję do zawyżania liczby uczniów, co by otrzymywać wyższe dotacje. A w Lublinie kilka szkól miała czynny zaledwie sekretariat. I niech ktoś spróbuje powiedzieć, że nie jest to iście genialny biznes?